Implant to lepsze jutro dla mojego dziecka
Grześ jest szczęśliwym posiadaczem jednego „ślimaczka”, na drugim uchu ma aparat słuchowy. Dostaliśmy zielone światło ze strony Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu na drugi implant, ale tę decyzję pozostawię już samemu użytkownikowi, bo najnowsze wyniki badań słuchu (z implantem i aparatem) są bardzo dobre – na poziomie 30–35 dB, a trudności w funkcjonowaniu póki co nie dostrzegamy.
Grzegorz urodził się w 2013 r. w 42. tygodniu ciąży. Ciąża przebiegała prawidłowo, jednak w czasie przedłużającego się porodu dziecko zaczęło tracić tętno, więc natychmiast podjęto decyzję o cesarskim cięciu. Kilka godzin po porodzie zostało przeprowadzone badanie przesiewowe słuchu. Stwierdzono u Grzesia brak odbioru dźwięku, ale lekarze uspokajali, że powtórzą je następnego dnia, bo w pierwszej dobie życia dziecka wyniki mogą być przekłamane, np. z powodu wód płodowych zalegających w kanałach słuchowych. Niestety, wyniki w następnych dniach się nie zmieniały, dlatego od razu zaczęłam szukać poradni audiologicznej, która by czym prędzej wykonała więcej dokładniejszych badań. Przez ten czas nie dopuszczałam do siebie myśli, że mój syn urodził się niesłyszący, bo niby dlaczego, skoro nikt w rodzinie nie miał problemów ze słuchem. Muszę jednak o czymś wspomnieć, chociaż do dzisiaj tego nie rozumiem. Otóż, kiedy po raz pierwszy dostałam w ramiona małego Grzesia, pierwsze, co zrobiłam, to sprawdziłam, czy ma oboje uszu. Naprawdę nie wiem, dlaczego tak się zachowałam, czy to była matczyna intuicja, czy jeszcze coś innego?

Fot. archiwum prywatne
Zalecono nam zakup aparatów słuchowych, więc bez zastanowienia i głębszego wnikania w temat kupiłam je. Zaczęłam zakładać je Grzesiowi około 6. miesiąca życia. Jednak, jak się później okazało, były źle dopasowane. Grześ po kilku minutach użytkowania zaczynał głośno płakać, jakby z bólu, a na co dzień był bardzo spokojnym dzieckiem. Z tego powodu nie nosił ich zbyt często.
Od rodziny dowiedzieliśmy się o profesorze Henryku Skarżyńskim i Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach. Udało się nam dość szybko umówić na wizytę, równie prędko wydano nam kwalifikację do wszczepienia implantu ślimakowego do ucha, w którym niedosłuch wynosił ponad 100 dB.
Na początku nie byłam przekonana do operacji. Po doświadczeniach z aparatami bałam się, czy ponownie nie zrobię małemu większej krzywdy. Dość długo odwlekałam decyzję, w tym czasie Grześ też sporo chorował. W wieku trzech lat syn poszedł do przedszkola, był w grupie integracyjnej. Dopiero wtedy zauważyłam, jak duży problem ma z komunikacją, z porozumiewaniem się z innymi dziećmi. Wtedy porzuciłam wszelkie swoje obawy i podjęłam decyzję o wszczepieniu implantu ślimakowego. Dzisiaj mogę głośno powiedzieć, że była to jedna z najlepszych decyzji, jaką podjęłam, aby zapewnić lepszą przyszłości mojemu synowi.
Grzegorz jest starszym o siedem lat bratem Adasia, który nie ma wady słuchu. Mogę podkreślić, że chłopcy dogadują się wzorowo. Starszy syn jest opiekuńczym i bardzo pomysłowym bratem. Adaś wie, co jego brat nosi za uszami. Kiedy przyszła odpowiednia pora, wyjaśniliśmy mu to w bardzo prosty sposób: „Grześ zakłada dodatkowe uszka, ponieważ te prawdziwe są troszkę zepsute. Tak samo jak oczka mamy są słabe, dlatego noszę okulary”. Dzisiaj Adaś wie, że jeśli chce obudzić brata, to najpierw trzeba podać mu jego „dodatkowe uszka” i nie widzi w tym nic dziwnego.
Teraz jestem spokojna o jego przyszłość, bo wiem, że rozwija się jak jego dobrze słyszący rówieśnicy. Wierzę w jego zdolności i umiejętności. Jestem szczęśliwa i dumna z syna.
Oprac. Agnieszka Babicz
Więcej w wydaniu:
Dwa implanty dla dziecka (maj-czerwiec 2024 nr 3)