Problemy ze słuchem zaczął mieć tuż po trzydziestce. Z roku na rok coraz mniej słyszał, nie rozumiał tego, co mówią inni. Po wszczepieniu implantu ślimakowego w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu 52-letni Paweł Boryczka, nauczyciel matematyki i informatyki w Zespole Szkół nr 1 im. Legionów Polskich w Kozienicach, wrócił do ukochanej pracy z młodzieżą, zaczął uczyć się języków obcych, jeździć po świecie i chodzić na koncerty muzyczne. Jak podkreśla, zawdzięcza to prof. Henrykowi Skarżyńskiemu i jego zespołowi.
Kłopoty z rozumieniem mowy pojawiły się u mnie około 2000 roku. Dużo lepiej rozumiałem mężczyzn niż kobiety (miałem problem ze słyszeniem dźwięków o wysokiej częstotliwości). Prawdopodobną przyczyną niedosłuchu było stosowanie leków ototoksycznych lub infekcja. Tego rodzaju uszkodzenia słuchu nie daje się raczej korygować za pomocą aparatów słuchowych. W Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach otrzymałem informację, że w moim przypadku najkorzystniejsze dla mnie byłoby wszczepienie implantu ślimakowego.
W drodze po słuch
Jak przy podejmowaniu każdej ważnej decyzji są zawsze jakieś argumenty „za” i jakieś „przeciw”. Zawsze towarzyszą człowiekowi strach i obawa. Na etapie rozważań, czy zdecydować się na wszczepienie implantu, dochodził jeszcze dodatkowy problem natury psychologicznej – noszenie widocznej protezy.
Zwlekałem z podjęciem decyzji, jednak z czasem słuch mi się coraz bardziej pogarszał. Przestałem rozumieć wiadomości w telewizji, audycje w radiu, kazania w kościele, uczniów podczas zajęć, nie mówiąc już o rozmowach telefonicznych. Aby jakoś sobie z tym radzić, nauczyłem się czytania z ruchu warg, co oczywiście pomagało rozumieć osobę mówiącą, kiedy ją widziałem, ale nie pomagało w przypadku rozmowy telefonicznej. Sytuacja wymagała tego, aby zacząć działać…
Więcej w wydaniu:
https://slysze.inz.waw.pl/koronawirus-pytania-pacjentow-slysze-nr-maj-czerwiec-3-173-2020/