SŁYSZĘ: Dlaczego Jego Eminencja swoją obecnością i słowem wspiera zespół Instytutu i jego pacjentów?
KS. KARD. KAZIMIERZ NYCZ: O Kajetanach słyszałem wiele dobrego, będąc jeszcze biskupem w Krakowie i Koszalinie. Pacjenci Instytutu opowiadali mi, jak fachową i troskliwą opieką są tam otaczani. Potem ze zdumieniem obserwowałem młodych, niesłyszących ludzi, którym po leczeniu słuch pozwalał nawet grać na różnych instrumentach. Kajetany to po prostu miejsce, w którym dokonuje się cud uzdrowienia.
S.: Ale czy to rzeczywiście cud?
K.N.: Mówię o cudzie, bo jeszcze nie tak dawno wydawało się, że ktoś, kto urodzi się głuchy, pozostanie taki aż do śmierci. Teraz można go wyleczyć. Jeśli natomiast odwołamy się do Pana Boga, to można powiedzieć, że w cudowny sposób przywraca on słuch, posługując się ręką chirurga.
S.: W szpitalu naturalne wydaje się pytanie, jaki jest sens cierpienia?
K.N.: To jedno z najbardziej egzystencjalnych i starych pytań. Filozofowie udzielali na nie różnych odpowiedzi. Podobnie w różny sposób odpowiadają na nie ludzie, których dotyka cierpienie. Ja przy okazji rozmyślań nad sensem cierpienia wracam do książki Tomasza Ponikło „Józef Tischner. Myślenie według miłości”. Powstała ona w ciągu ostatnich trzech lat życia czy raczej umierania księdza Tischnera. Napisał on setki stron na temat choroby, sensu cierpienia, sensu życia, wygłosił dziesiątki odczytów adresowanych do lekarzy i do chorych. A potem, gdy zachorował na nowotwór, przyszło mu zdać egzamin z praktyki. Książka „Myślenie według miłości” pokazuje, że w zasadniczych punktach ksiądz Tischner potwierdził swoim ciężkim cierpieniem to, co pisał wcześniej. Dlaczego jego wcześniejsze rozważania sprawdziły się w godzinie próby? Bo kiedy spotykał się z chorymi, nigdy nie dawał im gotowych recept. Nie uważał też, że jego odpowiedzi na pytania człowieka cierpiącego są wyczerpujące.
Cierpienie jest tajemnicą. To jedyne stwierdzenie, z którym można przyjść do człowieka chorego. Wielu próbuje tłumaczyć cierpienie karą za grzechy. Biblijnego Hioba przekonywano przecież, że spadające na niego nieszczęścia są zemstą Boga za grzechy ojców, dzieci. A Bóg był jednak po jego stronie. Cierpienie było próbą, z której Hiob wyszedł zwycięsko. Cierpienia nie można zatem traktować jak kary!
Na pytanie o sens ludzkiego cierpienia nie można udzielić odpowiedzi tak samo, jak nie można odpowiedzieć na inne, zasadnicze w wierze chrześcijańskiej pytanie – dlaczego Chrystus cierpiał na krzyżu. Przecież nie był grzeszny. Nigdy nie wytłumaczymy też niezawinionego cierpienia dzieci, ofiar kataklizmów czy wojen. Ludzie wciąż zadają pytanie, gdzie był Pan Bóg w Oświęcimiu. Był. I tylko tyle można powiedzieć. A kto uważałby, że potrafi wytłumaczyć wszystko, przekroczyłby granice ludzkiej kompetencji.
Co jednak jest istotne dla chorych – cierpienia nie wolno sakralizować. Nie trzeba godzić się z nim za wszelką cenę, by w końcu uznać, że jest dobre. Ksiądz Tischner wyraźnie mówi w swojej książce, że to nie cierpienie zbawia. Zbawia dobry Bóg.
S.: Jak mówi Jego Eminencja, cierpienia nie można sakralizować. Tymczasem ludzie wierzący myślą często, że jest ono zesłane przez Boga. Dlatego trzeba powiedzieć „bądź wola Twoja” i cierpieć, nie buntując się…
K.N.: Nie można powiedzieć, że cierpienie jest zesłane przez Boga. Najwyżej dopuszczone. Kiedy natomiast mówię, że cierpienia nie można sakralizować, to myślę, że człowiek ma prawo, czy raczej obowiązek walczyć. Znowu powrócę do myśli księdza Tischnera. Całe lata brał on udział w sporach i dyskusjach, czy cierpienie uszlachetnia. Tischner był zdania, że nie. Kiedy w trzecim roku walki z nowotworem gardła odwiedził go autor wywiadu-rzeki, Ksiądz Profesor, który nie mógł już mówić, napisał na kartce „a jednak nie uszlachetnia!”. Co więcej, w książce, którą napisał trzy miesiące przed śmiercią – a był to tryptyk o św. Faustynie i Miłosierdziu Bożym – ksiądz Tischner podkreślał, że cierpienie nie zbawia. Zbawia Jezus, który przyjął cierpienie. Człowiek wierzący może zatem popatrzeć na krzyż i pomyśleć „skoro on, mój Mistrz, tak cierpiał, to znaczy, że ja też mogę”.
Więcej w wydaniu styczeń/luty 2014 (1/136/2014)
https://slysze.inz.waw.pl/w-numerze-11362014-styczenluty-2014/