Uwielbia jogging i rower. Gra w tenisa, jeździ konno, pływa i nurkuje. Aktorka Anna Dereszowska znana jest ze swojego zamiłowania do ruchu. Sportową pasję wyniosła z rodzinnego domu, teraz próbuje zaszczepić ją swojej córce. Przekonuje, że ruch to nie wysiłek tylko źródło energii i wspiera promowaną przez Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu ideę 10 tysięcy kroków.
SŁYSZĘ: Wielu celebrytów lansuje diety odchudzające albo ćwiczenia spalające kalorie. Pani mówi po prostu „uwielbiam biegać, jeździć na rowerze”. Co – Pani zdaniem – tracą osoby, które wolny czas spędzają na kanapie?
ANNA DERESZOWSKA: Tracą olbrzymią potencjalną ilość energii i radości, jaką daje ruch. Oczywiście, na początku trzeba pokonać własne lenistwo, zmobilizować się, zadbać o odpowiedni strój (w joggingu ważne są zwłaszcza buty). Ale radość z biegania, jazdy na rowerze jest ogromna. Ja biegam wzdłuż brzegów Wisły. To miejsce wyjątkowe – enklawa zieleni w środku miasta, w której gnieździ się wiele gatunków ptaków. Można więc uprawiać jogging i jednocześnie podglądać naturę. Uwielbiam to robić, zwłaszcza o poranku. Godzina biegania o tej właśnie porze to zastrzyk energii i optymizmu na cały dzień. Ci, którzy spędzają poranne godziny w fotelu przy kawie, nie zdają sobie nawet sprawy z tego, jak dużo tracą. Wielu osobom wydaje się, że ruch to wysiłek. Nic podobnego. To źródło energii! Chętnie angażuję się też w akcje promujące bieganie jak ColorFun czy Pomoc mierzona kilometrami.
S.: Wątpię, aby to, co Pani mówi, przekonało śpiochów…
A.D.: Ja też jestem śpiochem! Wstawanie wcale nie przychodzi mi łatwo. Ale potrafię zmobilizować się i zmusić do aktywności o szóstej czy siódmej. Chociaż – przyznaję – zdarzają mi się czasem porażki. Na przykład dziś zignorowałam budzik. I teraz brakuje mi biegania, mam mniej energii. W dodatku męczy mnie świadomość, że – choć postanowiłam ruszać się codziennie – spędziłam poranek na jałowym biegu. Ruch uzależnia. Kończąc jogging, już tęsknię za kolejnym dniem, kiedy będę mogła pobiegać. Albo – dla odmiany – pojeździć na rowerze. Już wczesną wiosną zamieniam samochód na rower. Jeśli mam coś do załatwienia w kilku odległych punktach miasta, to nie biorę auta, tylko pokonuję dystans na rowerze. Nie zawsze jest to łatwe, bo warszawscy kierowcy dopiero uczą się tolerować rowerzystów na drodze. A ścieżek rowerowych jest za mało. Warszawa to inne miasto niż Amsterdam czy Berlin, które są przystosowane do jazdy na rowerach. Rozumiem, że zwłaszcza w niektórych dzielnicach jest ciasno, nie wszędzie można zrobić ścieżki rowerowe, jednak wierzę, że przy odrobinie chęci ze strony decydentów i większej tolerancji ze strony kierowców stolica może stać się bardziej przyjazna dla rowerzystów.
Więcej w wydaniu maj/czerwiec 2014 (3/137/2014)
https://slysze.inz.waw.pl/w-numerze-51332013-wrzesienpazdziernik/