O możliwościach wykorzystania muzyki w terapii pacjentów, również tych z zaburzeniami słuchu, oraz rehabilitacji słuchu po wszczepieniu implantu ślimakowego, mówili wybitni specjaliści podczas Międzynarodowej Konferencji Naukowej zorganizowanej w ramach Programu „Muzyka w rozwoju słuchowym człowieka” w Światowym Centrum Słuchu. Eksperci podkreślali, że muzyka, melodia, dźwięk to uniwersalne narzędzia terapeutyczne i prezentowali swoje doświadczenia w pracy z różnymi grupami pacjentów. Przedstawiamy streszczenia wybranych wykładów.

Trudna droga do muzyki
Warunkiem uprawiania trudnej dziedziny sztuki, jaką jest muzyka, jest słuch muzyczny. A to coś więcej niż zwykłe słyszenie dźwięków, mówił prof. Ryszard Zimak, przewodniczący jury Festiwalu „Ślimakowe Rytmy”, podkreślając, jak wiele osiągnęli uczestniczy tego Festiwalu słyszący dzięki implantom, a zwłaszcza ci, którzy wystąpili z towarzyszeniem orkiestry.
Pamiętam wykład, jaki w 2012 roku wygłosił prof. Henryk Skarżyński z okazji inauguracji roku akademickiego na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina. Stwierdził wówczas, że tracącego słuch Ludwiga van Beethovena można by dzisiaj wyleczyć. Można się więc zastanawiać, ile wspaniałych dzieł mógłby on jeszcze stworzyć dzięki postępowi w medycynie. Współczesna medycyna z pewnością wielu wybitnych muzyków uratowałaby przed chorobą albo przedwczesną śmiercią. W publikacji „Muzyka i medycyna. Medyczne wizerunki wielkich kompozytorów” (PWM 1998) John O ’Shea wymienia ich długą listę, są na niej m.in. Wolfgang Amadeusz Mozart, Niccolo Paganini, Robert Schumann, Franz Schubert, Ferenc Liszt, Maurice Ravel, George Gershwin, Béla Bartók, wreszcie Fryderyk Chopin, który chorował na mukowiscydozę. Ówczesna nauka i medycyna nie dawała im szans na wyleczenie. Gdyby żyli dziś, mogliby jeszcze przez długie lata tworzyć swoje genialne dzieła…
Dzisiaj medycyna pomaga artystom. Jako dyrygent chóru często uczestniczyłem w przesłuchaniu kandydatów. Spotykałem się z różnymi zaburzeniami – u kogoś słyszalne były szumy w głosie, ktoś inny miał problemy z wydawaniem odpowiedniego dźwięku. Takie osoby kierowałem na leczenie do Katedry Audiologii i Foniatrii, którą prowadził prof. Henryk Skarżyński, pomysłodawca i inicjator Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego Dzieci, Młodzieży i Dorosłych z Zaburzeniami Słuchu „Ślimakowe Rytmy”. To niezwykłe wydarzenie muzyczne najlepiej uświadamia, jak wielki postęp nastąpił w ostatnich latach w leczeniu wad słuchu.
Jeszcze nie tak dawno nikt nie wyobrażał sobie, że osoby, które urodziły się niesłyszące, będą – dzięki rozwojowi technologii medycznych i otochirurgii – słyszeć na tyle dobrze, aby zajmować się muzyką. Warunkiem uprawiania tej trudnej dziedziny sztuki jest słuch muzyczny. A to coś więcej niż zwykłe słyszenie dźwięków. To słuch, który porusza wyobraźnię muzyczną.
Co to jest słuch muzyczny?
Według Encyklopedii PWN (1968) słuch muzyczny jest to „zdolność rozpoznawania przez człowieka różnic wysokości, barwy i głośności dźwięków (słuch wysokościowy, tembrowy i dynamiczny) oraz liczby współbrzmiących dźwięków i ich wzajemnych relacji (słuch harmoniczny, analityczny)”.
Częścią słuchu muzycznego jest słuch melodyczny. Najprościej mówiąc, człowiek powtarza usłyszaną melodię, zapamiętuje ją i potrafi zaśpiewać. Każdy może to zrobić, o ile melodia jest prosta. Bywają jednak dzieła tak trudne, że osoba obdarzona przeciętnym słuchem muzycznym nie jest w stanie ich wykonać. Podam tutaj przykład jednej z pieśni kurpiowskich „Hej wółki moje”, zapisanej w zbiorze „Puszcza Kurpiowska w pieśni” ks. Władysława Skierkowskiego. Wiadomo, że tę pieśń zaśpiewała kiedyś dziewczynka z parafii Myszyniec. Potem opracował ją Karol Szymanowski, włączając do cyklu „Sześciu pieśni kurpiowskich” na chór mieszany „a cappella”. I tak powstało unikatowe dzieło, którego zaśpiewanie jest wielkim wyzwaniem. Rzadko który dyrygent i chór decyduje się je podjąć. Aby wykonać utwór, w którym nagromadzonych jest tak dużo trudnych elementów muzycznych, trzeba mieć bardzo dobry słuch muzyczny.