SŁYSZĘ: Dlaczego zafascynował się Pan badaniem emocji w głosie?
PROF. KRZYSZTOF IZDEBSKI: Głos i jego barwa zaintrygowały mnie, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Nie potrafiłem zaśpiewać nawet „Wlazł kotek na płotek”, za to świetnie szło mi naśladowywanie obcych języków. Zabawiałem tym całą rodzinę. Notabene wydawało mi się, że każdy język ma swoje narodowe brzmienie i że istnieje GŁOS polski, niemiecki, francuski, hiszpański, arabski, ukraiński, rosyjski, fiński, hebrajski, holenderski, czeski, portugalski, szwedzki, duński itd. Słuchając tych języków, których wtedy nie rozumiałem (teraz wiem o tych językach trochę więcej niż wówczas), starałem się „odczytać” treść emocjonalną zdania przez analizę melodii, a nie słów. Dźwięk melodii starałem się porównywać do znanych mi emocji, do jakichś wrażeń, które lubiłem lub rozumiałem. I tak np. duński przypominał mi plusz, szwedzki huśtawkę, portugalski szept, a holenderski kojarzył mi się z bólem gardła. Muszę dodać, że spędziłem 20 lat mego życia, słuchając holenderskiego i z melodią tego języka mam związane miłe skojarzenia, nawet już bez bólu gardła (śmiech). Przemieszczając się z kraju do kraju (a mieszkałem i studiowałem w wielu), nabierając umiejętności posługiwania się różnymi językami, zauważyłem, że istnieją uniwersalia zakodowane właśnie w głosie, które dają bezpośrednie wskazówki o stanie emocjonalnym rozmówcy.
Te stany są wyrażone prozodią, czyli brzmieniem mowy określonym przez akcent, intonację i sposób różnicowania głosek i sylab w czasie (tzw. iloczas). Umiejętność ich rozpoznawania bardzo mi pomagała w porozumiewaniu się, nawet gdy moja znajomość danego języka szwankowała. Zauważyłem też, że używając odlaryngowideostroboskopowiedniej melodii głosu, mogłem wzbudzać zaufanie, nawet w sytuacjach, gdy treść semantyczna czy gramatyka języka obcego, którego musiałem używać, nie nastrajała do przyjaznej rozmowy. Ta umiejętność pozostała mi do dziś i często w rozmowach z ludźmi, którzy są zmuszeni mówić w obcym języku, wprowadzam przyjazny nastrój, imitując ich „akcent”, czyli prozodię, a więc ipso facto emocje. Sprawia to, że łatwiej się dogadujemy.
S.: Badania nad emocjami w głosie to nowa dziedzina nauki. Kiedy właściwie zaczęto je prowadzić i po co?
K.I.: Pierwsze aluzje o emocjach w głosie ludzkim znajdziemy na tablicach sumeryjskich. Prawdziwe badania naukowe nad emocjami w głosie rozpoczęły się w Europie w latach 70. Naukowcy z genewskiego Instytutu Emocji, pod kierownictwem prof. Klausa Scherera, prowadzili poważne badania teoretyczne, naukowe i kliniczne na temat specyfiki i uniwersalizmu emocji w głosie. Mimo że już Darwin pisał o emocjach wokalnych, dopiero XX-wieczne technologie pozwoliły na dokładniejsze badania.
Dlaczego zaczęto je prowadzić? Bo we współczesnym świecie coraz większe znaczenie ma komunikacja międzyludzka. A emocje w głosie mają dla niej niebagatelne znaczenie. Dlatego badania nad nimi sprowadzają się nie tylko do intelektualnych dociekań, lecz także mają na celu praktyczne zastosowanie, m.in. przy konstruowaniu robotów czy postaci antropomorficznych. Poprawienie jakości komunikacji pomiędzy maszyną a człowiekiem jest obecnie bardzo potrzebne, dlatego emocje wprowadza się do gier komputerowych i technologii tworzenia syntetycznej mowy. Rozpoznawanie emocji ma też zastosowanie w reklamie, marketingu i systemach bezpieczeństwa.
S.: Jaki jest więc stan wiedzy o kodowaniu emocji w głosie?
K.I.: Na początku zaznaczę, że do rozstrzygnięcia wciąż pozostają kwestie podstawowe – jaka jest właściwa definicja emocji, czym emocja różni się od „stanu” nastroju lub uczucia oraz czy istnieje emocja wyrażona osobno tylko jednym wskaźnikiem, np. głosem, mimiką, postawą, gestem, czy też ekspresje nakładają się i tworzą dobitną całość, która krystalizuje daną emocję.
Ale wracając do stanu badań nad emocjami w głosie – istotne jest to, że w nowoczesnej nauce mamy dowody na filogenetyczną ciągłość wokalnej ekspresji stanów afektywnych. Oznacza to, że zachowaliśmy pierwotne bodźce (walki lub ucieczki) wyrażane głosem. Jednak pomimo iż głos jest głównym kanałem komunikacji werbalnej, badania nad tym, co jest jego trzonem emocjonalnym, są wciąż niewystarczające i naukowo ubogie, a to ze względu na trudności z obiektywnym uchwyceniem prawdziwych emocji, a nie emocji wytwarzanych „teatralnie”, na podstawie których tworzono dotychczasowe teorie.
Więcej w wydaniu styczeń/luty 2014 (1/136/2014)
https://slysze.inz.waw.pl/w-numerze-11362014-styczenluty-2014/